Doktor Marek Wasiluk, specjalista medycyny estetycznej, opowiada nam o tym, jakie zabiegi będą w tym roku najbardziej popularne.
rozmawiał Jakub Wojtaszczyk
Co znajdziesz w artykule?
Co wpływa na trendy w medycynie estetycznej?
– Wiele czynników. Przede wszystkim producenci i dystrybutorzy, którzy wytwarzając i promując nowe produkty oraz usługi, kreują w ten sposób potrzeby rynkowe. Gdy na rynku medycznym pojawia się nowy lek czy narzędzie, firmy muszą przekonać lekarzy, że działają, że są warte uwagi. Lekarz, mając wiedzę, może porównać nowości z innymi lekami i urządzeniami. W ten sposób wyciąga wnioski.
Podobnie dzieje się w medycynie estetycznej, choć jest jeszcze kolejny element. Z jednej strony producenci i dystrybutorzy próbują nakłonić osoby wykonujące zabiegi, a z drugiej potencjalnego klienta – odbiorcę zabiegów. I tak się działo do teraz, bo ten ostatni aspekt utrudniła ustawa o zakazie reklamy wyrobów medycznych, która weszła w życie 1 stycznia 2023 roku.
Czy nowe zabiegi, metody działają lepiej od swoich poprzedników?
– I tak i nie. W chwili, kiedy trend jest tworzony, w branży estetycznej niestety nie wiemy, czy będzie działał lepiej. Jest tak, ponieważ większość urządzeń i produktów, które wstrzykujemy w ramach medycyny estetycznej, to wyroby medyczne, czyli nie leki. Sprawia to, że rygorystyczność badań nad ich skutecznością jest znacznie mniejsza.
W uproszczeniu można przyjąć następujące założenie; wystarczy, że produkt nie szkodzi ludzkiemu organizmowi, by wprowadzić go na rynek. Co roku w medycynie estetycznej pojawia się mnóstwo nowych gwiazd, ale wiele z nich szybko spada. Na firmamencie świecą nieliczne.
Może pan podać przykład?
– Swojego czasu bardzo popularny był zabieg z wykorzystaniem plazmy, który polegał na wykonywaniu drobnych punktów uszkodzeń na powierzchni skóry poprzez plazmę generowaną z urządzenia, w niewielkiej odległości jeden od drugiego. Przez kilka lat od wprowadzenia na rynek mówiono o rewolucji.
W praktyce jednak nie była to nowość pod względem technologicznym, tylko na rynku polskim. Nie wnosiła do samej medycyny estetycznej czegoś, czego wcześniej nie było. Mimo to zabieg był bardzo promowany, a ceny urządzeń i samej procedury kosmicznie wysokie.
Po około roku pojawiły się konkurencyjne urządzenia, bo technologia nie była zaawansowana i trudna we wdrożeniu, i raptem cena urządzeń spadła dziesięciokrotnie. Dziś o tym zabiegu się właściwie nie mówi, mając na myśli profesjonalną medycynę estetyczną.
W takim razie na co warto zwrócić uwagę w 2023 roku?
– Dla mnie ten rok będzie stał pod znakiem stymulatorów tkankowych i kwasu polimlekowego. Te pierwsze to szeroka grupa preparatorów, które mają pobudzać skórę do efektywniejszego metabolizmu, a komórki do efektywniejszej pracy.
Stymulatory dają objaw odświeżenia skóry, ale niekoniecznie jej długotrwałego odmłodzenia. Warto o tym pamiętać. Pacjent wygląda świeżej, a przez to młodziej. Co nie oznacza, że struktura jego tkanki jest młodsza. Pod względem marketingowym stymulatory tkankowe będą numer jeden w każdym gabinecie.
Co istotne, że omawiany trend to bardzo głęboki worek, gdzie wrzuca się różnego rodzaju produkty; zarówno te świetne, jak i szkodliwe, a wręcz niebezpieczne. Dlatego zalecam korzystanie tylko z certyfikowanych preparatów. Inaczej mogą pojawić się powikłania, ale nie przez złe podanie, bo o nie akurat trudno, tylko przez złą interakcję organizmu z preparatem.
Stymulatory tkankowe to też preparaty, które są „lekko” skuteczne. Czyli nie można ich działania porównywać z silniejszymi metodami jak lasery frakcyjne czy głębsze peelingi. Nie korygują też kształtu, nie liftingują.
A kwas polimlekowy?
– Jest to konkretny związek chemiczny, więc trudno z niego zrobić „pojemny worek”, jak w przypadku poprzednika. Kwas polimlekowy wejdzie do powszechnego użytkowania po kilkunastu latach, odkąd pojawił się na rynku. Znajdziemy już kilka produktów, które go zawierają, co świadczy o wzmożonym zainteresowaniu.
Z jednej strony to bardzo dobrze, bo znajduje się wśród najlepszych preparatów odmładzających, pobudzających tkanki do wytwarzania kolagenu. Z drugiej jednak trzeba go stosować z dużą pokorą, bo działa bardzo silnie, co może być niebezpieczne. Dlatego kwalifikacja medyczna pacjenta i uważne wykonanie zabiegu jest tutaj krytyczne.
Co istotne efekty kwasu polimlekowego są – można powiedzieć – dziesięciokrotnie lepsze niż przy użyciu stymulatora tkankowego.
Czy utrzyma się popularność naturalnego podejścia do wyglądu?
– Mam nadzieję, że ten trend będzie bardziej obecny na rynku. Na szczęście firmy, które sprzedają swoje produkty i szkolą specjalistów, zaczynają na niego zwracać uwagę. Nie oznacza to jednak, że już w tym roku wielkie usta i sztuczne policzki przestaną być popularne.
Również osoby wykonujące zabiegi muszą wiedzieć, jak sprawić, by pacjent wyglądał naturalnie. Bo na to, że wygląda sztucznie wpływają trzy czynniki: nieodpowiedni preparat, nadmierna jego ilość podana i nienajlepsza technika wykonania.
Na zachodzie coraz częściej ludzie już nie chcą wyglądać jak konkretna gwiazda filmowa. Mentalność jednak jest trudna do korekty, bo przecież sztuczność była promowana przez ostatnie 10 lat. Trudno ten trend od razu odwrócić. Sztuczność nie jest celowa, tylko zostaliśmy do niej przyzwyczajeni. Filozofia i technika działania wymagają zmiany.
Czyli spojrzenie na estetykę również w medycynie staje się bardziej subiektywne?
– Medycyna estetyczna powoli odchodzi od uniwersalnych kanonów piękna. Do tej pory powszechnie uważano, że dolna warga powinna być większa od górnej. Ostatnio dzieje się na odwrót, co może być trochę dyskusyjne.
Z drugiej strony potrzebujemy też zmienić mentalność samych klientów. Na początku lubią widzieć dużą zmianę, która często łączy się z pewną sztucznością w wyglądzie.
W którymś momencie jednak zauważają, że nie tędy droga. Przychodzi refleksja, bo ludzie zwracają uwagę, że usta są za duże, a policzki nienaturalne. Okazuje się, że ich korekty nie sprawiły, że wyglądają młodziej, tylko na „zrobionych”.
Stąd też wiele pacjentek przychodzi do mnie, by zniwelować sztuczny wygląd, co wcale nie jest takie proste i nie zawsze do końca możliwe. O takich sztucznie wyglądających osobach mówi się „klony”, bo wyglądają podobnie.
Bierze się to ze stosowanej przez specjalistów schematycznej techniki – w tych samych miejscach podaje się preparat; to jak z przepisu na ciasto. Nawet rysuje się kreski na twarzy, którymi zaznacza się, gdzie należy ostrzykiwać i w jakiej ilości.
Przez pierwsze 2-3 miesiące mojej kariery też tak robiłem, ale zaprzestałem tej praktyki. Jest ona bez sensu. Nie oznacza to, że nie analizuję twarzy poszczególnych osób. Przecież każdy z nas wygląda inaczej. Nie ma uniwersalności. A to, że ktoś jest „zrobiony na klona” widać z daleka. Na szczęście w 2023 roku indywidualizm będzie coraz bardziej w cenie.
Czy popularność holistycznego spojrzenia na medycynę estetyczną ma coś wspólnego z trendem wolniejszego życia i wsłuchaniem się w swoje potrzeby?
– Na pewno są to naczynia połączone. Medycyna estetyczna, ta upiększająca, może sprawić, że wyglądamy ładniej i jednocześnie jesteśmy sobą. Zabiegi powinny być spójne z naszym całokształtem, zarówno ciałem, jak i duchem.
Przez pierwsze lata praktyki miałem podejście „klient nasz pan”. Już dawno je zweryfikowałem. Staram się z każdym z pacjentów rozmawiać. Moderuję i modeluję ich myślenie. Ale też wypytuję o różne elementy ich stylu życia. W taki sposób wspólnie dochodzimy do porozumienia, jakie zabiegi wybrać i jaki powinien być ich efekt.
Takie holistyczne podejście gwarantuje zadowolenie i skuteczność. Za takim myśleniem podążają też świadome osoby. Spowodowały one, że również medycyna estetyczna wkroczyła na ten segment rynku. Takie działania są zdecydowanie tylko na plus.
Czy trendy w poprawianiu wyglądu różnią się między mężczyznami i kobietami?
– Blisko 80% z osób zainteresowanych medycyną estetyczną stanowią kobiety. Mężczyźni wybierają raczej zabiegi korygujące, czyli usuwanie blizn, naczynek czy trądziku różowatego.
Trzydziestolatkowie jednak coraz częściej poważnie myślą o starzeniu się. Mimo to interesują ich szybkie efekty i najmniej bolesne metody. Cykliczność zabiegów to dla nich duży problem. Kobiety mają w sobie więcej cierpliwości. Wiedzą, że szybkie efekty to największy wróg medycyny estetycznej, bo zabiegi są po prostu nieoptymalne.
Mężczyźni przychodzą z konkretnym problemem. Mniej ich interesuje, czego użyją, ważne, że zadziała. Kobiety są bardziej zainteresowane nowinkami medycyny estetycznej. Dokładnie tak, jak w modzie.
dr Marek Wasiluk – Msc Aesthetic Medicine, MBA, specjalista medycyny estetycznej, ekspert w dziedzinie laseroterapii. Autor książek „Medycyna estetyczna bez tajemnic” i „Młodziej”. Prowadzi ekspercki blog www.marekwasiluk.pl Na co dzień przyjmuje w klinice L’experta w Warszawie.