Dermatic.pl Aesthetic Business

Przypomnij mi kobiecość

venome xxl 1200x300
, ten tekst przeczytasz w: 14 minuty

Rozmowa “Przypomnij mi kobiecość” z dr n. hum. Alicją Długołęcką, seksuolożką, edukatorką seksualną, wykładowczynią rehabilitacji seksualnej i psychosomatyki na warszawskiej AWF oraz doradczynią psychoseksualną w Centrum Terapii Lew-Starowicz. Od 20 lat zajmującą się doradztwem i promowaniem zdrowia seksualnego – zwłaszcza kobiet.

Barbara Kwiecińska-Kielczyk, Małgorzata Burda-Orłowska

Co znajdziesz w artykule?

Według dr hab. Iwony Demko „seksualność kobiet staje się coraz bardziej kastrowana, tabloizowana; odcinano nas od cielesności, twierdząc, że jest to siedlisko pokus i grzechu. Dzielono człowieka na szlachetny duch i rozum i nieczyste ciało. W ten sposób straciliśmy kontakt z naszym ciałem. Straciliśmy integralność ducha i ciała. Jakby ktoś chciał nas odciąć od pasa w dół”. Czy tak właśnie nadal wygląda seksualność kobiet w Polsce?

– Zacznijmy od tego czym jest kobiecość, bo punktem wyjścia jest to coś bardzo subiektywnego. Odmian kobiecości jest tyle, ile jest kobiet. Czynniki związane z naszym indywidualnym życiem decydują o tym co składa się na to, że czujemy się kobietami i czym jest dla nas kobiecość. To czynniki wychowawcze i te związane z indywidualnymi przeżyciami, biografią są tak naprawdę najważniejsze.

Oczywiście Pani pytanie dotyczy kwestii kulturowych…

Tak…

– czyli syndromu Syreny – kobiety odciętej emocjonalnie od pasa w dół. Ma on pośrednio związek z takim syndromem seksuologicznym Madonny i ladacznicy. Żyjemy w kulturze, w której to co seksualne u kobiety wiąże się albo z kategorią bycia matką, albo z kategorią kobiety „rozwiązłej”. Nie ma tej kobiecości zintegrowanej, modelu kobiety, która jest i matką, i żoną, i kochanką w jednym. Mimo, że w każdej z nas te elementy mogą istnieć – w różnych proporcjach, w różnych fazach życia, w zależności od niezaspokojonych potrzeb albo wręcz przeciwnie ze spełnienia…

Syndrom Syreny – kobiety odciętej emocjonalnie od pasa w dół. Ma on pośrednio związek z syndromem seksuologicznym Madonny i ladacznicy. Żyjemy w kulturze, w której to co seksualne u kobiety wiąże się albo z kategorią bycia matką, albo z kategorią kobiety „rozwiązłej”. Nie ma tej kobiecości zintegrowanej, modelu kobiety, która jest i matką, i żoną, i kochanką w jednym.

Powiem tak – w starszych pokoleniach było to odcięcie dosłowne. Mianowicie kobiety nie dawały sobie prawa do skontaktowania się ze swoją seksualnością i realizowania swoich potrzeb. Bardzo wiele kobiet poświęciło swoje życie aby realizować scenariusz rodziców. Mianowicie bycie taką „porządną” kobietą, która realizuje społeczny scenariusz. Nawet jeśli były nieszczęśliwe w małżeństwach, to ich nie przerywały. Po prostu dzielnie trwały w swojej roli do momentu pojawienia się wnucząt. I wtedy wchodziły w rolę babć, które też były aseksualne. Teraz jest trochę inaczej… kiedyś kobiety częściej rezygnowały z tej sfery po założeniu rodziny…

A jak jest teraz? Co mówią Pani doświadczenia z pacjentkami, czy uczestniczkami Pani wykładów?

– Teraz mamy o wiele większą wolność wyboru, bo o wiele częściej niż kiedyś zarabiamy na siebie. Co więcej, jesteśmy wykształcone, możemy świadomie planować macierzyństwo. To olbrzymie zmiany cywilizacyjne. Nie jesteśmy już uzależnione od innych, nie przechodzimy z rąk rodziców w ręce męża, tylko możemy same decydować o sobie. A za tym idzie większa świadomość swojej seksualności, prawa do przyjemności seksualnej. Oprócz tego prawa do wyboru partnera, partnerki również i tak dalej, i tak dalej…

Pomimo tego przychodzi do mnie bardzo dużo pacjentek, które mają zamrożone ciało. To one są Syrenami… nie w sensie kulturowym, ale psychologicznym. Na poziomie głowy są otwarte, ale na poziomie ciała są zamrożone.

Co jest tego powodem?

– Powodów jest kilka. Na przykład jak się bada młodych ludzi, nastolatków, to wychodzi, że ich zachowania seksualne są zupełnie inne niż w poprzednich pokoleniach. I wynika z nich, że to nie chłopcy wcześniej inicjują seksualnie, lecz dziewczyny. A na dodatek nie do końca wiadomo, co jest inicjacją. O wiele częściej decydują się na seks oralny, analny, a nie ten waginalny. Podejmują więc zachowania seksualne, które niekoniecznie są dla nich przyjemne, mimo że wiążą się z przekraczaniem intymnych granic cielesnych. Czyli dziewczyny zaczynają być aktywne seksualnie nie dlatego, że tego potrzebują w sensie seksualnym. Angażują się w te zachowania po to, aby mieć jakąś pozycję w grupie, albo żeby mieć poczucie atrakcyjności u płci przeciwnej.

Dorosłe kobiety też tak robią tzn. angażują się w zachowania seksualne, z których nie czerpią przyjemności. Innymi słowy poświęcają się „dla dobra związku”. I wtedy zaczyna się takie seksuologiczne błędne koło, bo ciało jest niegotowe i zaczyna stawiać opór. Pojawia się niechęć, brak odczuwania pożądania, anorgazmia, wulwodynia, czyli bolesność odczuwana podczas i pieszczot i stosunku, zablokowanie na odbieranie przyjemności. Dużo kobiet ma zwiększone napięcie mięśniowe w obrębie miednicy mniejszej, z pochwicą włącznie. Bardzo wiele kobiet również nie akceptuje swoich intymnych części ciała i swoich reakcji seksualnych. Nie czytają ich, nie są ze swoim ciałem seksualnie zaprzyjaźnione. Bardzo dużo pacjentek to grupa młodych kobiet. Pracuję z nimi w ten sposób, że na nowo uczymy się swojego ciała i zaprzyjaźniania z nim.

Zaczyna się takie seksuologiczne błędne koło, bo ciało jest niegotowe i zaczyna stawiać opór. Pojawia się niechęć, brak odczuwania pożądania, anorgazmia, wulwodynia, czyli bolesność odczuwana podczas i pieszczot i stosunku, zablokowanie na odbieranie przyjemności.

Drugą grupę kobiet stanowią kobiety dojrzałe, w okresie okołomenopauzalnym. Mówią one: ,,Tyle lat straciłam, nie miałam przyjemności z seksu, z bliskości, zrobiłam co było trzeba, spełniłam swój obowiązek. Chciałabym bardziej zaprzyjaźnić się ze swoim ciałem.

Czy teraz są gotowe otworzyć się, otwierają się?

– Tak. Tylko często nie mają z kim…

I to są takie dwie główne grupy kobiet, bo te w średnim wieku są bardziej zaabsorbowane codziennym natłokiem obowiązków. To one częściej przychodzą z problemami w relacjach. I chcą pracować nad związkami, które rozsypują się, albo są w nich problemy komunikacyjne.

Przejdźmy teraz do innej kwestii wymiaru kobiecości. Z kolei zdaniem pisarki i felietonistki Sylwii Kubryńskiej „Kobiecość sama w sobie wiąże się z potworną powinnością. Kobieta musi być ładna, posłuszna, grzeczna, podobać się innym i spełniać ich oczekiwania“. Czy to jest też ta kobiecość?

– To jest też jakiś element kobiecości, tylko tej kobiecości rozumianej jako zewnętrzny wzorzec. Przez setki lat, w systemie patriarchalnym byłyśmy uczone posłuszeństwa.

Jeszcze część matek, kobiet dojrzałych wymaga od swoich córek takiego rodzaju posłuszeństwa. Część nie – mówią ,,super, że możesz żyć w takich czasach, że możesz sama decydować o sobie, ja tak nie miałam jak byłam młoda, cieszę, że ty tak masz, że jesteś wolna”. Lecz część matek – nawet dziś miałam takie pacjentki – wymaga od swoich córek posłuszeństwa wobec zewnętrznych zasad. To są najczęściej kobiety, które same zrezygnowały z siebie i nie wyobrażają sobie, że można żyć inaczej. Mając córkę przerzucają na nią swój sposób na życie. To okrutne. Wynika to z lęku, bywa, że z rozpaczy – bo gdyby ich córki zaczęły żyć inaczej, to byłoby to dowodem, że one, matki popełniły błąd. Mogłyby uznać spory obszar swojego życia za porażkę. I chociaż to jest zachowanie nie fair wobec córki, to część dojrzałych mam niestety gotuje córkom taki los. Tak się je wychowuje.

Czyli ciągle mamy do czynienia z określonymi modelami wychowawczymi?

– Mówię o podporządkowaniu na poziomie kobiecości, ale można ją postrzegać na poziomie ogólnoludzkim. Albo wychowujemy człowieka wewnątrzsterownego, który decyduje o sobie, który ma zaufanie do siebie, zna siebie, jest autorefleksyjny. Albo wychowujemy człowieka konformistę, zewnątrzsterownego. A konformista nie ma zaufania do siebie. Posiada niskie zdanie na swój temat, potrzebuje się odbijać w oczach innych, żeby poczuć się w jakiś sposób doceniony, pochwalony.

Mówię o podporządkowaniu na poziomie kobiecości, ale można ją postrzegać na poziomie ogólnoludzkim. Albo wychowujemy człowieka wewnątrzsterownego, który decyduje o sobie, który ma zaufanie do siebie, zna siebie, jest autorefleksyjny. Albo wychowujemy człowieka konformistę, zewnątrzsterownego.

I to jest bardzo ważna cecha. W tej pierwszej grupie będą osoby, w tym kobiety, które będą w zupełnie inny sposób myślały o swoim ciele i dbały o swoje ciało. Z kolei w drugiej kobiety, które będą to traktowały także zupełnie inaczej. Te wewnątrzsterowne będą odkrywały kobiecość na swój sposób – i tu będzie nieskończona ilość modeli tej kobiecości. A tam będzie jeden – związany z obowiązującą obecnie modą w kulturze. Z jakimiś trendami, z tym co jest uznawane, że jak się odpowiednio wygląda, to się odnosi sukces… czyli z takimi absolutnie zewnętrznymi kategoriami. To zewnątrzsterowność produkuje przekonania typu: „Kobieta z klasy średniej, wykonująca określone zawody musi wyglądać tak i tak! Bo jeśli wygląda inaczej, nie spełnia wyznaczonych kryteriów.”

Jaka według Pani jest w takim razie kobieta atrakcyjna?

– Nie tylko według mnie. Wiele badań wskazuje na to, że pojęcie kobiety atrakcyjnej – wiele osób pewnie się na to obruszy – ma niewiele wspólnego z wyglądem zewnętrznym. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to chodzi raczej o kwestie dbałości o higienę i wykonywanie podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych: zębów, włosów, paznokci, czy dobrego dobrania ubrania, stroju.

alt="kobiecość"
Ironika / shutterstock.com

Kwestie związane z samą fizycznością, co wiąże się z obsesjami wielu osób, przywiązanie do odpowiednich proporcji ciała, wiotkości, czy jędrności skóry – one mają mniejsze znaczenie. Zapach jest ważny! O wiele większe znaczenie tak naprawdę ma zachowanie człowieka, jeśli chodzi o poczucie atrakcyjności.

Jest oczywiste, że gdy przychodzi do nawiązania relacji, to można być posągową pięknością, zgodną z obowiązującymi standardami. Jeśli natomiast nie ma się odpowiednich umiejętności komunikacyjnych i pewnej dozy tego zaufania do siebie – myślę tu o szeroko pojętej samoakceptacji – i jeśli nie ma się dobrego stosunku do innych ludzi, to się nie będzie atrakcyjnym. To, co się liczy bez względu na wiek, gabaryty. To co jest najbardziej pożądane, to jest autentyczny „brak pretensji do świata”, pogoda ducha oraz – powiem w taki najprostszy sposób – uważność na drugą osobę. Czyli szanowanie i nie bycie osobą zajętą tylko samą sobą.

Przy bliższym kontakcie kobieta, która nie ma kompleksów, jest pogodna, wyluzowana, otwarta na przyjemność, na relacje będzie o wiele bardziej atrakcyjna niż kobieta, która będzie narcystyczna, egocentryczna, z problemami komunikacyjnymi.

Takie osoby są najbardziej pożądane, także seksualnie. Przy bliższym kontakcie kobieta, która nie ma kompleksów, jest pogodna, wyluzowana, otwarta na przyjemność, na relacje będzie o wiele bardziej atrakcyjna niż kobieta, która będzie narcystyczna, egocentryczna, z problemami komunikacyjnymi. Z mężczyznami zresztą jest dokładnie tak samo.

To dlaczego Pani zdaniem ludzie chcą teraz tak masowo poprawiać swoją urodę? Skąd ostatnio moda na zabiegi estetyczne?

– Jako osoba zajmująca się od lat zawodowo psychosomatyką oraz terapeutka patrząca na człowieka jako całość powiem, że wynika to z pewnego rodzaju dezintegracji. Ta dezintegracja to nie traktowanie siebie jako całości. Na co dzień pracuję z osobami, które również szukają pomocy w medycynie estetycznej, ale związanej z zupełnie innym obszarem. Myślę o ludziach z niepełnosprawnością pourazową, kobietach po mastektomii, z osobami, których ciało z przyczyn medycznych zmieniło się.

A to, o czym Pani mówi, jest związane z dezintegracją, czyli bardzo instrumentalnym traktowaniem swojego ciała. A zatem moje ciało jest pewnego rodzaju kostiumem, ubraniem, które ma służyć temu, abym mogła odgrywać jakąś rolę społeczną – młodej, atrakcyjnej kobiety, kobiety sukcesu, osoby młodszej niż jest itd. To wiąże się z odgrywaniem pewnej roli. Nie moją rolą to oceniać. W pewnych obszarach życia pewnie nie da się funkcjonować nie odgrywając określonych ról. Należy pamiętać, że jest to nasza decyzja w jakim stopniu zaprzęgamy w to ciało.

W środowiskach biznesowych – myślę tu głównie o Stanach Zjednoczonych, jeszcze nie o Polsce – poddanie się upływowi czasu, bez ingerencji chirurgii estetycznej jest traktowane jako pewnego rodzaju zaniedbanie.

Ja też odgrywam jakąś rolę – raczej nie przyjdę do pracy w dresie. W pracy obowiązuje mnie kod ubraniowy i higieniczny, to jasne, że nie mogę być zaniedbana. Wiek na szczęście w moim zawodzie nie jest bardzo istotny. Jednakże wykonując swój zawód nie powinnam włączać do kodu wyraźnych atrybutów seksualnych. Są pewne zawody, w których rodzaj wyglądu wpisane są kategorie ,,wyglądać zdrowo”. Mam na myśli na przykład trenerów personalnych, czy fizjoterapeutów. Jeśli będą mieć brzydki zapach, albo wyglądać na osłabionych lub jeśli będą otyli, nie będą przekonywający. Czyli w ich zawód będzie wpisany określony sposób zajmowania się swoim ciałem i wykonując go w jego ,,kostium” będzie wpisana szczupłość i umięśnienie. W pewnych grupach zawodowych takie kryteria są istotne.

W środowiskach biznesowych – myślę tu głównie o Stanach Zjednoczonych, jeszcze nie o Polsce – poddanie się upływowi czasu, bez ingerencji chirurgii estetycznej jest traktowane jako pewnego rodzaju zaniedbanie. Dotyczy to pewnej grupy zawodów związanych z biznesem, ale nie będzie to dotyczyło na przykład artystki, czy nauczycielki.

Mamy tu zatem coś w rodzaju syndromu Fausta, osoby stale pięknej i młodej, której się czas nie ima. W mediach nieustannie propaguje się młodość, a proces starzenia się wypiera idea anti-aging. Nasuwa się jednak pytanie – piękna, ale czy szczęśliwa? Moda na młodość staje się obsesją? Na co należy zwracać uwagę pacjentkom w gabinecie zabiegów estetycznych?

– Chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze słusznie Pani przywołała Fausta, ale nie Faust jeden… w historii ludzkości było wielu takich, którzy byli gotowi zawrzeć pakt z samym diabłem, żeby wieczną młodość zachować. Myślę, że jest to pragnienie wpisane w kondycję ludzką, iż nie możemy się pogodzić z procesem starzenia i ze śmiercią. I w zależności od czasów, od epoki będą różne pomysły na wydłużanie życia, czy wydłużanie fazy młodości.

Myślę również, że chirurgia estetyczna z biegiem lat będzie stawała się coraz bardziej anachroniczną metodą stwarzania pozorów młodości, bo w czasie rozwoju medycyny i takich nauk jak genetyka, podejrzewam, że już w następnym pokoleniu będą innego rodzaju działania…

Będziemy sobie poprawiać geny?

– Tak, na przykład żeby się wolniej starzeć, albo żeby pewne zmiany nie następowały. Będą możliwe. Właściwie już są, takie ingerencje, już nie chirurgiczne, ale w samą strukturę komórkową, czy procesy fizjologiczne, aby pewne procesy postępowały wolniej. Rozwój nauki może spowodować, że będziemy brać tabletki na młodość… czyli taki eliksir młodości… I to się staje możliwe – myślę też o bliskiej mi dziedzinie związanej ze sprawnością seksualną, czyli środki na potencję. Są to takie dziedziny, gdzie olbrzymie pieniądze będą ładowane w rozwój badań.

Odwieczna tęsknota za byciem młodym i sprawnym wiąże się z lękiem przed śmiercią. Ten lęk jest uniwersalny i maleć nie będzie, bo nasza kultura zachodnia nie jest z tą śmiercią oswojona.

Obecnie mówienie o śmierci jest już niewłaściwe. Żyjemy tak, jakby śmierć nas nie dotyczyła.

– Śmierć tak jak i starość stają się tabu. Dążymy do zachowania stanu młodości jak najdłużej, ponieważ lęk jest coraz silniejszy. Bo jesteśmy coraz mniej oswojeni ze śmiercią. Pewnego rodzaju ukojenie przynosiło podchodzenie do śmierci na poziomie filozoficznym – od koncepcji życia wiecznego po reinkarnację. Teraz coraz więcej ludzi żyje w świadomości, że jesteśmy tu i teraz, co bardzo urealnia śmierć.

Z drugiej strony nie mamy kontaktu bezpośredniego z umieraniem. Kiedyś się siedziało przy ciele ludzkim, z szacunkiem je żegnało, ludzie żyli wielopokoleniowo, opiekowali się i uczestniczyli w procesie starzenia się i umierania bliskich osób. Teraz jest to gdzieś zepchnięte, niewidoczne, więc nic dziwnego, że my się tego strasznie boimy.

Ponadto kultura masowa promuje osoby młode…

– Osoby dojrzałe coraz bardziej się niepokoją że zostaną zepchnięte na margines życia, więc chcą w tym wyścigu jak najdłużej uczestniczyć. Szacunek związany z wiedzą i doświadczeniem osób starszych traci na znaczeniu… Tak więc uwarunkowań psychologicznych i to mocnych jest mnóstwo. Uwarunkowań, które będą powodowały, że ta chęć bycia młodym może przybierać formy obsesyjne. To też jest bardzo ważne. Wiele osób gorączkowo walczy z czasem. U mężczyzn to bardziej wiąże się ze sprawnością seksualną, a w przypadku kobiet będzie to związane z kategorią atrakcyjności.

Osoby dojrzałe coraz bardziej się niepokoją że zostaną zepchnięte na margines życia, więc chcą w tym wyścigu jak najdłużej uczestniczyć. Szacunek związany z wiedzą i doświadczeniem osób starszych traci na znaczeniu…

Ale wracając do istoty… Jeśli nie zachowamy przytomności umysłu, możemy poddać się złudzie… ale przecież i tak będziemy się starzeć, zmiany będą następowały. Im większa będzie niezgoda na to, tym większą frustrację będzie wywoływało. I w rezultacie efekty psychiczne negatywne będą narastać: poczucie straty, frustracja, lęk przed śmiercią, poczucie pustki itd.

Kobiety częściej niż mężczyźni poprawiają urodę, ale czy robią to wyłącznie dla siebie? Czy zmiana wyglądu może poprawiać samopoczucie, samoocenę?

– Żadna generalizacja nie jest dobra. Dokonała Pani ważnego rozróżnienia, o którym wspomniałam na początku, czy to wynika z wewnątrzsterowności, czy zewnątrzsterowności? Bo jeśli robię to dla innych, to z góry jestem skazana na porażkę. Nigdy nie dorosnę do ideału, zawsze będzie „ktoś lepszy”.

Stąd się biorą przykłady – pokazywane niejednokrotnie w mediach – kobiet, które przekroczyły tę cienką granicę (a nie wiadomo, w którym momencie się przekracza), które już nie przypominają samych siebie, tracą swoją tożsamość i na poziomie fizycznym i na poziomie psychicznym. To są najpierw „korekty”, które stają się formę uzależnienia. Innymi słowy dawkowanie sobie co pewien czas zmiany, która przynosi chwilową ulgę w cierpieniu, jakim jest niska samoocena i piętnowanie siebie za to, że się jest taką, jaką się jest. I każdy kolejny zabieg przynosi ulgę tylko na chwilę, bo dyskomfort, zły stan po pewnym czasie znowu się odzywa. I to może nie mieć końca przyjmując formę poważnego zaburzenia. Jest to droga, na której kobieta sama się zamraża, gubi, niszczy. Wyłącznie praca terapeutyczna „nad życiem”, a nie wyglądem, może pomóc kobiecie odzyskać decyzyjność.

Myślę teraz o kobietach po mastektomii. Obecnie pracując z pacjentkami coraz częściej spotykam się z poglądem pacjentek, że nie jedynym modelem postępowania po operacji jest rekonstrukcja piersi.

alt="kobiecość"
srisakorn wonglakorn – adobe.stock.com

Jest grupa kobiet, u których decyzja o jakiejś zmianie wyglądu jest przemyślana i wynika z głębokiej świadomości siebie. Takich pacjentek jest o wiele mniej, ale praca z nimi nie pozostawia specjalistów z niepokojem i wątpliwościami. Podam parę przykładów, gdzie motywacja pacjentki jest przemyślana i rzeczywiście wpływa na samoocenę. Myślę teraz o kobietach po mastektomii. Obecnie pracując z pacjentkami coraz częściej spotykam się z poglądem pacjentek, że nie jedynym modelem postępowania po operacji jest rekonstrukcja piersi. Lekarze z reguły proponują rekonstrukcję. A ja znam coraz więcej młodych kobiet, które nie chcą dokonywać rekonstrukcji piersi, zwłaszcza po obustronnej mastektomii. I decydują, że będą płaskie. Zdarza się, że robią sobie tatuaże na klatce piersiowej, albo zabieg plastyczny polegający jedynie na tym, że robi się brodawkę. I to jest jedyny zabieg estetyczny, który się wykonuje. Wynika to z filozofii ,,jestem jaka jestem”.

Czyli kwestia jaką kobieta sama siebie chce widzieć…

– Dla innych kobiet rekonstrukcja piersi ma znaczenie. Celowo podaję ten przykład, ponieważ on pokazuje, że podstawą jest wewnętrzne samopoczucie kobiety i co powoduje, że ona będzie się czuła sama ze sobą dobrze. I że ma dużą dowolność w podejmowaniu decyzji. I dobrze aby ta decyzja nie była podejmowana pochopnie i zbyt szybko.

To są takie przykłady oczywiste. Jeżeli kobieta decyduje się na zabieg, który przywróci jej w jakimś stopniu seksualną sprawność – myślę tu o uszkodzeniach krocza po porodzie – to operacje połączone z zabiegami fizjoterapeutycznymi mogą mieć głęboki sens, ponieważ przywracają kobiecie radość z seksu i zachowanie tej formy bliskości z partnerem.

A czy są powody wyłącznie natury psychicznej?

– Czasami spotykam się też z pacjentkami, które na przykład nienawidzą pewnej swojej części ciała z powodu jakiejś bardzo smutnej, złej biografii. Mają jakąś cechę, na przykład nos po ojcu i przy bardzo złych relacjach – bo ojciec ją opuścił albo maltretował – nienawidzi tej swojej części na zasadzie skojarzenia z jakimś złym obszarem życia. I może brzmi to absurdalnie, ale dokonanie korekty staje się aktem wolności takiej osoby, symbolicznym uwolnieniem się od „bagażu przodka”. Patrząc w lustro nie chce widzieć cechy fizycznej osoby, która ją skrzywdziła.

Najczęstszą motywacją do takiej przemyślanej zmiany w ciele są oczywiście wieloletnie kompleksy dotyczące tej części ciała. Zabieg staje się wtedy formą manifestu pozbycia się go i pożegnania z życiem zdeterminowanym przez ten kompleks. Nie wyobrażam sobie jednak takiej decyzji bez połączenia jej z przejściem przez całościowy proces psychoterapeutyczny.

Ale jeśli motywacją jest stałe nieakceptowanie siebie, swojej fizyczności, to jest tak, jak branie tabletki na ból – wzięcie tabletki nie zlikwiduje przyczyny bólu. I czasami zabiegi estetyczne są taką tabletką na ból. Nie zlikwidują przyczyny i u pacjenta będzie nawracać potrzeba, żeby cały czas się poprawiać.

Wracając do tematu życia intymnego, ale połączonego z upływem czasu, powiedzmy sobie teraz o kobiecości po menopauzie? Wraz z wiekiem u każdej kobiety dochodzi do stałego obniżania aktywności jajników i zmniejszania się poziomów estrogenów – żeńskich hormonów płciowych. Apogeum tego procesu jest menopauza. Efektem „wyłączenia” się jajników jest pogorszenie stanu skóry, skłonności do uszkodzeń wyścielającej pochwę błony śluzowej. Kobiety cierpią z powodu uciążliwej suchości pochwy, czy nawracających stanów zapalnych. Współżycie staje się nieprzyjemne, często też bolesne. Do niedawna jedynym rozwiązaniem tych problemów była uciążliwa i obciążona licznymi skutkami ubocznymi terapia hormonalna. Nowoczesna ginekologia estetyczna ma do zaproponowania na te problemy alternatywę w postaci zabiegu laserowego lub też terapii kwasem hialuronowym. Jak Pani na to patrzy?

– Znowu wracamy do tego, że procesu starzenia nie powstrzymamy. Z mojej pracy w gabinecie z kobietami dojrzałymi 60+, które są aktywne seksualnie wynika, że absolutnie podstawową kategorią jest zachowanie świadomości, że się jest istotą seksualną przez całe życie. To po pierwsze. Po drugie – bardzo szerokie pojęcie akceptowania siebie jako kobiety, a nie wyłącznie osoby. Dostrzeganie siebie jako kobiety i dbanie o siebie jako kobieta.

Z mojej pracy w gabinecie z kobietami dojrzałymi 60+, które są aktywne seksualnie wynika, że absolutnie podstawową kategorią jest zachowanie świadomości, że się jest istotą seksualną przez całe życie.

Sposób myślenia o sobie jest podstawą. Niektóre z nas po 50. myślą tak o sobie, że przestają być kobietami, stają się babciami, a inne nadal pozostają kobietami… Każda kobieta odbiera to na swój sposób. Najważniejsze jest to, jak same się czujemy i traktujemy, również nie wyłączając obszaru seksualności. Jest jasne, skóra na całym ciele się zmienia, a zabiegi estetyczne mogą poprawić jej kondycję i wygląd jedynie na pewien czas. Dotyczy to również zabiegów w obszarach intymnych. Efekt jest czasowy, kilkumiesięczny, należy o tym pamiętać.

alt="kobiecość"
4 PM production / shutterstock.com

To może mieć znaczenie w indywidualnych przypadkach. Na przykład kiedy kobieta bardzo długo żyła sama, nie miała partnera seksualnego i nagle w wieku 65 lat zakochuje się – dla niej taki zabieg przy ponownym rozpoczynaniu życia seksualnego może mieć jakiś sens. Na tzw. dobry nowy początek.

Ale i tak o jakości życia seksualnego będą decydowały inne czynniki: dobra komunikacja, wzajemna życzliwość, akceptowanie siebie, trening mięśni dna miednicy. Co więcej, stosowanie substancji lubrykacyjnych, czy otwartość na techniki seksualne i gadżety.

To na zakończenie powiedzmy co może zrobić medycyna estetyczna w służbie kobiecego orgazmu. Na rynku pojawiły się bowiem zabiegi, przeznaczone dla kobiet, które chcą poprawić jakość swojego życia seksualnego. Zazwyczaj korzystają z niego panie zmagające się z niskim libido i brakiem orgazmu.

– Oczywiście, że można doprowadzać do obrzmienia różnych części – warg sromowych, czy przedniej ściany pochwy, co na pewien czas może zwiększyć reaktywność tych obszarów. Kobieta jeśli nie ma zaburzeń neurologicznych, jak odczuwa pożądanie, to sygnał idzie „z głowy” do narządów płciowych. Następuje erekcja łechtaczki i obrzmienie narządów płciowych, pojawia się lubrykacja, uruchamia się tzw. zespół gotowości płciowej… ciało staje się gotowe na seks. Przypominam, że seks mamy w głowie. Wynika to z pożądania, zgody między ciałem a głową, a więc emocjami. Wywoływanie sztucznie obrzmienia w obrębie narządów płciowych może więc generować problemy seksualne, jeśli nie będzie połączone z tym pożądaniem „z głowy”. Kobieta może przestać słuchać swoich emocji czy ma ochotę na seks, czy nie ma ochoty.

Seks to przede wszystkim spotkanie, zabawa, komunikowanie, bliskość.

Oczywiście w przypadku zaburzeń neurologicznych, np. przy nietrzymaniu moczu, albo uszkodzeniu tkanek może to pomóc na jakiś czas, ale jako seksuolożka widziałabym głębszy sens w fizjoterapii uroginekologicznej oraz rozwijaniu ars amandi i innych form stymulacji narządów płciowych niż wywoływaniu czasowego obrzmienia w tym rejonie. Seks to przede wszystkim spotkanie, zabawa, komunikowanie, bliskość.

Pobierz materiały edukacyjne
Facebook Instagram Youtube Spotify