Dermatic.pl Aesthetic Business

Pacjent z zaburzeniami psychicznymi w gabinecie zabiegów estetycznych

venome xxl 1200x300
, ten tekst przeczytasz w: 7 minuty

Co znajdziesz w artykule?

W studio Aesthetic Business kontynuujemy rozmowę z prof. Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego dr hab. n. med. Michałem Lwem-Starowiczem. Wybitnym specjalistą w dziedzinie psychiatrii oraz seksuologiem klinicznym, psychoterapeutą, specjalistą medycyny seksualnej. W pierwszej części mówiliśmy o dermatillomanii i dysmorfofobii. Dalej o postępowaniu zabiegowców w gabinetach estetycznych z takimi pacjentami.

rozmawiała dr n. med. Izabela Załęska

Pierwszą część rozmowy czytaj TUTAJ

Panie, profesorze to bardzo krótkie pytanie: odsyłać pacjentów z takimi zaburzeniami? 

Zdecydowanie taki pacjent powinien być konsultowany psychiatrycznie, psychologicznie. To może być oczywiście dość trudne. Jest to delikatny temat rozmowy z pacjentem. Bo po pierwsze wiemy, że wysunięcie pewnej sugestii zaburzeń psychicznych dla większości osób wiąże się z poczuciem stygmatyzacji, z dużą niechęcią. Są duże obawy – głównie społeczne – przed byciem dotkniętym zaburzeniem psychicznym czy byciem jakby naetykietowanym jako osoba, która ma różne problemy sfery zdrowia psychicznego.

alt="zaburzenia psychiczne w gabinecie"
Nickvector/shutterstock.com

Druga sprawa jest taka, że jest to kwestia braku wglądu. Niedostrzegania u siebie problemu i usilnego przekonania, że właśnie wszyscy się mylą. Bo tu faktycznie jest defekt ciała i go koniecznie trzeba leczyć. I to jest taki pacjent, który bardzo często będzie chodził od jednego gabinetu do drugiego i poszukiwał usilnie tej pomocy.

Ale pomoc takim pacjentom zwykle też nie będzie skuteczna, jeżeli skupi się na zabiegach medycyny estetycznej. Ponieważ pacjenci będą bardzo często nie usatysfakcjonowani z ich efektów. I będą dążyć i dążyć cały czas do jeszcze uporczywszego poprawiania. Czy wręcz mogą mieć pretensje do specjalisty, do lekarza, który dokonywał różnych zabiegów, że zrobił to nie w taki sposób, albo że wręcz jeszcze pogorszył sytuację

Tak że na to też trzeba być bardzo uważnym. Z tym też zauważanie tych problemów w sferze psychicznej czy konsultowanie tych pacjentów, nawet dla samego lekarza ma znaczenie dla zabezpieczenia różnych rodzajów skarg czy odpowiedzialności, które mogą mieć miejsce. O tym też warto pamiętać. 

Jest to niezwykle trudne. Bo pacjentka przychodzi i z jednej strony ona mówi, ona tylko chce powiększyć sobie usta. A my mówimy, teoretycznie sugerujemy, że powinna się skonsultować z psychiatrą…

– „Ma Pani bardzo ładne usta”, tak?… „Ale mnie się nie podobają, bo są zbyt takie czy takie”… No tak, oczywiście to nie jest łatwe. 

Tak… Panie profesorze, mówiąc o dysmorfofobii, mówiąc o nie akceptacji pewnych elementów własnej urody, własnego wyglądu zapytam o jeszcze jeden aspekt, który jest teraz bardzo popularny. A mianowicie tak zwaną Instagram face, tak zwane filtry instagramowe. Nawet ostatnio się spotkałam z sytuacją: zróbmy selfie, ale bez nakładki nie możemy go opublikować. Co Pan doktor o tym powie? Bo to znowu jest trochę takie nieakceptowanie siebie. I potem mierzymy się z tym w gabinetach. Bo ci ludzie dążą do tego, żeby wyglądać tak, jak wiele z tymi wszystkimi nakładkami, które Instagram narzuca. A to jest przecież nierealne. To jest nierzeczywisty świat. 

– No, to jest bardzo smutna rzeczywistość jakby nie było. W jakiś sposób niestety została wykreowana przez świat mody, mediów, kolorowych bilbordów, prawda? Gdzie reklamuje się samo piękno. Oczywiście miłośnicy różnych takich bardziej plotkarskich czy demaskatorski serwisów zawsze znajdą te same gwiazdy, które gdzieś zostały przez paparazzich złapane bez makijażu czy bez tych nakładek. I wyglądają w taki sposób, że często są nie do poznania z tym wizerunkiem medialnym. Ale jednak dominuje często bezkrytyczne takie postrzeganie, że trzeba się fantastycznie prezentować.

alt="zaburzenia psychiczne w gabinecie"
B-D-S Piotr Marcinski/shutterstock.com

Pamiętajmy, że ten Instagram, Facebook face czy jakktokolwiek go nie nazwiemy, w każdym razie ta, która się pojawia w przestrzeni publicznej, to jest nasz wizerunek wystawiany na oczy – jeżeli nie mamy jakiś ograniczeń prywatności – setek, tysięcy na przykład obserwatorów.

To nie jest jak wejście na imprezę, gdzie pojawia się grupka kilkunastu znajomych i czasem wyglądamy lepiej, czasem gorzej.

Tam nie dość, że nie można zaprzeczyć, że się źle wyglądało, bo to zdjęcie już pozostaje tam być może na zawsze. Tak więc jak ktoś się nie najlepiej zaprezentuje, to potem może zawsze gdzieś oglądać tę swoją podobiznę. I jeżeli ktoś do tego jest jeszcze bardzo wrażliwy na opinie innych osób, na ocenę, ma bardzo dużą potrzebę kreowania swojego wizerunku, to oczywiście jest bardziej podatny na tworzenie takich fałszywych wizerunków.

Oczywiście też tworzenie takich przefiltrowanych obrazów siebie może potem sprzyjać temu, że chcemy ten rzeczywisty, z którym oglądają nas wszyscy na co dzień jak najbardziej upodobnić do tego takiego porcelanowego, sztucznego, wystudiowanego. Ale tu też w którymś momencie ocieramy się, czy bezpośrednio możemy dochodzić do takich zjawisk jak zaburzenia obrazu swojego ciała. Czyli właśnie dysmorfofobia, która jest maskowana na co dzień różnymi filtrami. Ale też jest potrzeba ingerencji w ciało, żeby je zmieniać. To mogą być często powiązane tematy. 

Panie profesorze, pacjent z depresją. Takich ludzi w dzisiejszych czasach jest mnóstwo. Często spotykam takich ludzi również w gabinecie estetycznym. To są ludzie, którym bardzo często wydaje się, że jeżeli zmienią jakiś element swojego wyglądu, to poczują się lepiej. Jeśli zrobię sobie cokolwiek, będę wyglądała lepiej, poczuję się ze sobą lepiej, to na pewno od jutra mój świat się wiele zmieni. Moje życie się zmieni. Ja zawsze bardzo długo z takimi pacjentami rozmawiam i przyznaję, że mam duże obiekcje do przyjmowania takich pacjentów. Przede wszystkim tłumaczę im, że zabieg i zmiana ewentualnie nawet jakiegoś elementu wyglądu, nie zmieni ich życia. Jakie jest zdanie Pana profesora na ten temat? Jak pracować z pacjentami estetycznie? Jakie Pan profesor może dać rady specjalistom? Czy przyjmować pacjentów z depresją? Na jakim ewentualnie etapie? Jak możemy sobie z tym radzić? 

– Przede wszystkim bardzo dobrze jest słyszeć, jak wiele wątpliwości Pani wyraża swoich własnych klinicznych, czy na pewno też charakterystycznych dla przynajmniej dużej części Waszego środowiska zawodowego, że nie każdy pacjent może być właściwym pacjentem do wykonywania zabiegów. Że nie u każdego należy je wykonywać i że często pacjent może wymagać zupełnie innej pomocy. To jest bardzo istotne zrozumienie tego. 

O ile pacjent ma taką ciężką depresję, raczej jest mało prawdopodobne, żeby się znalazł w gabinecie medycyny estetycznej. Bo to jest pacjent, który najczęściej w ogóle ma trudności z tym, żeby się podnieść z łóżka. Czy postrzega swoją sytuację jako tak beznadziejną, że nawet nie jest w stanie poszukiwać pomocy.

alt="zaburzenia psychiczne w gabinecie"
anniebirdie/shutterstock.com

Ale faktycznie ci pacjenci na przykład na początku drogi rozwijania się objawów zaburzeń depresyjnych czy pacjenci z różnymi innymi rodzajami zaburzeń nastroju, bardziej reaktywnymi, czy rozłożonymi w czasie mogą poszukiwać różnych form wydostania się z tego stan emocjonalnego.

I to przybiera różne formy. Dla niektórych może to być poszukiwanie ukojenia emocji, na przykład w objadaniu się, w zakupach, w aktywności seksualnej. Dla innych może być skoncentrowanie się na swoim wyglądzie, wizerunku i poprawianie sobie nastroju przez zmianę w swoim ciele. Zresztą nawet utarło się takie popularne mówienia o tym: ktoś idzie sobie poprawić nastrój do gabinetu medycyny estetycznej, prawda? To jakby dobrze odzwierciedla…

I o ile faktycznie wychodzi stamtąd w lepszym nastroju i z lepszym poczuciem własnej wartości i poczuciem, że coś pozytywnie zmienia, zwiększa to jego poczucie bezpieczeństwa w kontaktach z innymi, zadowolenia z siebie, to chyba właśnie o to chodzi tej medycynie estetycznej w gruncie rzeczy, żeby to były takie efekty.

Ale właśnie istotne jest, żebyśmy mogli zidentyfikować te sytuacje, kiedy pacjentowi to nie tylko nie pomoże, ale często pacjent może być uporczywie niezadowolony z tego, co się dzieje. Czy może w przysłowiowy sposób walić głową w mur niemożności.

Bo w ten sposób sobie nie pomoże… 

– Wydaje mi się, że dla praktyki klinicznej codziennej warto na przykład próbować stosować nawet też takie podstawowe testy przesiewowe, które można zrobić u pacjenta w kierunku objawów depresyjnych. Czy związanych z lękiem, czy regulowaniem napięcia przez różne czynności też dotyczące ciała. To wszystko cośmy tutaj mówili.

Ale faktycznie zaburzenia nastroju są szerszym elementem obrazu tych pacjentów. Ja bym to zwrócił uwagę w szczególności nie na taki klasyczny obraz depresji, co na chwiejność emocjonalną, gdzie osoba ma trudności z regulowaniem swojego nastroju. Tu też często pacjenci z bardziej utrwalonymi rodzajami zaburzeń, takimi jak zaburzenia osobowości, gdzie ta niestabilność emocjonalna jest rozpisana na długi okres życia takiej osoby, przebiega od wielu lat, ten nastrój się zmienia i pojawiają się różne zachowania regulujące. Wśród nich również mogą to być te dotyczące ciała.

I to jest też osoba, która zdecydowanie wymaga takiej pomocy terapeutycznej na początku, odpowiedniej diagnozy. Też zrozumienia samej siebie i poszukiwania pomocy, ponieważ w lepszy sposób korzysta z pomocy i lepiej sobie pomaga pacjent świadomy. 

To nie musi być pacjent, który jest odrzucony w gabinecie medycyny estetycznej. „Proszę sobie iść do psychiatry, bo ja tutaj nie mam nic do roboty”. Tylko raczej taki pacjent, który zrozumie, że to nie jest do końca metoda, że nie wszystko może mieć sens. Ale, że jeżeli się nie zadba równocześnie o nastrój i emocje, o różne inne podstawowe kwestie, które związane są też z poczuciem własnej wartości czy odbieraniem siebie, swojego wyglądu, to ten zabieg nie uszczęśliwi. 

Myślę, że to jest naprawdę wyjątkowo trudne. Ale to wszystko, o czym Pan profesor cały czas mówi i to co podkreśla pokazuje, że w bardzo, bardzo wielu aspektach wydaje mi się, że nieodzownym elementem pracy specjalisty w zakresie medycyny estetycznej jest współpraca ze specjalistą psychiatrii, z psychoterapeutą, z psychologiem… Bo w bardzo wielu aspektach – Panie profesorze, jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić – w takich aspektach kiedy choćby pacjentkom wypadają włosy, nie wyobrażam sobie, kiedy ja widzę, że pacjentka jest maksymalnie zestresowana, to czegokolwiek byśmy nie wyrażali, a ona przez specjalistę psychiatrii często nie zostanie porządnie prowadzona, to nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z problemem. Czy Pan profesor również uważa, że ta współpraca na bardzo wielu etapach pracy estetycznej w bardzo wielu problemach jest potrzebna?

To się wpisuje w takie bardziej holistyczne, spersonalizowane podejście do pacjenta. Czyli też postępowania, terapii szytej na miarę pacjenta, zgodnie po pierwsze z zasadami, że primo non nocere, nie chcemy szkodzić nikomu.

Po drugie – nie leczymy jednostki chorobowej jednego zaburzenia, tylko leczymy pacjenta. Staramy się spowodować, żeby był bardziej zdrowy czy bardziej szczęśliwy. I nie zawsze na początku to musi być to samo czego pacjent oczekuje.

Oczywiście nie nakazujemy zwykle pacjentowi tego, co może zrobić, tylko wskazujemy ścieżkę. Ale też mamy prawo nie podejmować określonych działań. Czyli kierując się swoją najlepszą wiedzą, etyką zawodową, mając poczucie, że interwencja zupełnie jest nieuzasadniona i też z całą pewnością nie ratującą życie. Bo to jest jedyna sytuacja, która nas ewidentnie zobowiązuje. 

No to w tym przypadku tak, jak najbardziej jest wskazane często, żeby zaniechać czy zaniechać na danym etapie jakiejś interwencji. 

Tak uważam, że taka współpraca ze specjalistami z zakresu zdrowia psychicznego, czyli utarta ścieżka kontaktów właśnie z psychologiem, psychoterapeutą, psychiatrą z drugiej strony powinna być właściwie normą. 

Pobierz materiały edukacyjne
Facebook Instagram Youtube Spotify