Jak czuć się atrakcyjnie, nie porównywać się i reagować na krytykę… W studio Aesthetic Business rozmawiamy z naszym gościem – psycholożką i psychoterapeutką behawioralną Marią Rotkiel. Rozmawiamy o psychologicznym spojrzeniu na piękno. Jak zachować psychiczną równowagę?
rozmawiała Izabela Załęska; oprac. Barbara Kielczyk
Co znajdziesz w artykule?
Pozwoli Pani, że zacznę od takiego mojego ulubionego sformułowania: „piękno, niejedno ma imię”. Ale mamy też swoje oczekiwania. Jak do tego podejść?
– Tak, piękno niejedno ma oblicze i psychologia nam dobrze podpowiada jak do tego podejść. Bo w psychologii, w terapii mówimy częściej o poczuciu atrakcyjności. To czy się czujemy atrakcyjnie, czyli dobrze nam ze sobą, wpływa na to jak jesteśmy odbierani. I faktycznie jest taka korelacja, czyli związek, że jeżeli osoba czuje się atrakcyjnie, dobrze, pewnie, to jest też odbierana jako ktoś atrakcyjny.
Bo piękno ma niejedno oblicze i kanony urody się przecież zmieniały. Są różne mody, różne wizerunki. Nasze wewnętrzne poczucie, które sprawia, że czujemy się ze sobą dobrze – więc czujemy się pewniej, więc czujemy się jako osoba atrakcyjna, tak też jesteśmy odbierani – tutaj można postawić znak równości. Piękna osoba to ta, która się dobrze czuje ze sobą.
Skądś mamy te kanony piękna, przynajmniej one tak funkcjonują. Kto je kreuje? Jak powinniśmy się do tego odnosić?
– Na pewno media… Ale przecież wizerunek, który przedstawiał dany kanon, czyli modną sylwetkę i to co w danym czasie czy epoce było uznawane za piękne, jest to zjawisko dużo starsze niż media.
Wczoraj byłam w muzeum, oglądałam przepiękne obrazy pięknych pań o rubensowskich kształtach. I w czasie, kiedy te dzieła powstawały, to było przepiękne. Te panie dzisiaj uznane byłyby za panie – powiedzmy – o bardzo kobiecych kształtach. Myślę, że niestety większość z nich by się chciała odchudzać. Zatem to, co jest aktualnie uznawane za piękne, to nie jest też tylko i wyłącznie wina mediów. My po prostu tak funkcjonujemy.
Myślę, że to jest taki prosty, ale stary mechanizm, że do wszystkiego potrzebujemy takiej wytycznej, tak jakby ktoś chciał nas zwolnić z zmyślenia: co jest dobre, co jest normalne, co jest nienormalne, co jest piękne. I chwała tym, którzy szukają własnych rozwiązań i też własnego drogowskazu co im się podoba.
Myślę, że to nie jest zawsze łatwe, prawda? Bo jednak ludzie tak funkcjonują i przede wszystkim mamy przekazywany jakiś wzorcowy model. Ale teraz wspomniała Pani o rubensowskich kształtach. Jak mierzyć się z krytyką? Bo oprócz tego, że my się czujemy w jakiś sposób ze sobą dobrze, spotykamy ludzi, którzy mówią: tego ciała masz trochę za wiele albo za mało… Albo zauważyłam, że masz krzywy nos – tego typu prozaiczne sytuacje, prawda? Jedno wypowiedziane zdania może dość mocno wpłynąć na daną osobę.
– Na szczęście myślę, że takie sytuacje nie zdarzają się często. Chociaż często zdarzają się sytuacje, które również są dla nas trudne i wtedy zaczynamy wątpić w tę swoją atrakcyjność. Częściej ja nawet jestem świadkiem takich sytuacji, gdy ktoś mówi: „Jaka dzisiaj zmęczona jesteś”…
No właśnie i zaczynamy przyglądać się sobie, prawda? Czy rzeczywiście wyglądam na zmęczoną?
– Dlatego ja zaczęłam naszą rozmowę od tej definicji czy takiego psychologicznego ujęcia. Bo to, co najbardziej w takiej sytuacji nam pomoże, to to jak się ze sobą czujemy. I to jest taka ważna równowaga pomiędzy przyzwoleniem na to, że nie musimy być idealni…
No właśnie, bo nie musimy być.
– Nie musimy, chociaż myślę, że to jest taka dojrzałość, która przychodzi z wiekiem. Im jesteśmy młodsi, tym jesteśmy delikatniejsi i bardziej wrażliwi i trudniej nam o tę równowagę. I przekonanie, że nie musimy być według jakiegoś wzorca uszyci, ulepieni.
Chodzi o tę równowagę, że nie muszę być idealna. Mogę być zmęczona, mogę być chudsza, grubsza, wyższa, niższa nie będę. Natomiast jeżeli się dobrze ze sobą czuję, to będzie mi w tej sytuacji dużo łatwiej.
Ale co wydaje mi się tutaj istotne, że to nie jest tylko takie rzucenie określenia „dobrze się czuję ze sobą”. Bo czasami myślę, że zarażamy się do psychologów i psychologii w takim poczuciu, że to są takie hasła, za którymi nic konkretnego nie idzie. A idzie, bo to dobre czucie się ze sobą jest pewnym procesem, który zależy od nas.
To w naszych rękach jest dobrze czuć się ze sobą i dbanie o siebie. Przywiązywanie wagi do tego, żeby wyglądać w sposób, który nam się podoba. Czyli nasz ubiór, kondycja naszej cery, nasze włosy. Ten nasz wizerunek, który nie musi być idealny, ale jest zadbany w takim rozumieniu, że mój wygląd jest dla mnie ważny. I ja mam też odwagę to powiedzieć ile jest dla mnie ważny. Lubię o niego dbać, lubię się dobrze ze sobą czuć, lubię, patrząc w lustro się do siebie uśmiechać.
I jeżeli ja o kogoś czy o coś dbam, to to czy ten ktoś staje się dla mnie bardziej wartościowy. Tak po prostu działa nasz umysł. Jeżeli więc ja o siebie dbam, to też sama dla siebie zaczynam być kimś bardziej wartościowym. Zaczynam bardziej siebie cenić i zaczynam się sobie bardziej podobać – niezależnie od tych mankamentów, które mam, bo każdy je ma.
Ale jeżeli podejdę do swojego wyglądu, wizerunku, do swojego ciała z troską, z uwagą, poświęcę swojemu wizerunkowi, swojemu ciału, swojemu samopoczuciu – które jest oparte o to, jak się ze sobą czuję – wystarczająco dużo uwagi, nie będzie to dla mnie najważniejsze, ale będzie ważne. To jest ogromna szansa, że będę się czuła ze sobą dobrze. Czyli będę się czuła atrakcyjniej i w takich sytuacjach będę sobie lepiej radziła.
Myślę, że to jest dość trudne, bo rzeczywiście trzeba sobie przede wszystkim poświęcić trochę czasu, prawda? Żeby też zrozumieć i zadbać o siebie.
– To jest trudne. Pewnie po to wymyślono mój zawód. Zajmuję się w dużej mierze takim nurtem psychologii – to jest psychologia poznawczo-behawioralna – która jest fenomenalna właśnie dlatego, że na trudne pytania i w ważnych obszarach daje fajne i proste ćwiczenia, żeby nad tym pracować. Dlatego powiedziałam o tym dbaniu o siebie poprzez proste ćwiczenia, które polegają na chociażby prowadzeniu takich dzienniczków.
Często moi klienci, pacjenci się śmieją, że to jest takie proste, banalne, że nie wierzą, że to będzie działało. To są takie dzienniczki, które są monitorowaniem czasu, które sobie poświęcamy. Właśnie sobie – że jesteśmy dla siebie ważni, że robimy dla siebie coś fajnego, przyjemnego, że budujemy dobry kontakt ze swoim ciałem.
Bo poczucie atrakcyjności jest bardzo mocno związane z dobrym czuciem się w swoim ciele. Że ja swojemu ciału poświęcam czas, że ja o swoje ciało dbam, że ja swoje ciało potrafię pielęgnować… I jeżeli ja poprzez te wydawałoby się proste zachowania – czasami to są właśnie ćwiczenia w psychologii poznawczej – zaczynam ten kontakt ze sobą budować, to ten proces, o którym rozmawiamy, który oczywiście ma swoje różne odsłony, ma swoją często trudną historię, on nie jest trudny. Ja bym nawet ośmieliła się powiedzieć, że jest dość prosty.
Okej, a zapytam pod kątem estetyki. Gabinety kosmetologii czy medycyny estetycznej są dzisiaj pełne. I myślę, że to jest taka trudność dla osób i tutaj będę prosiła Panią o radę. Przychodzą pacjenci, którzy mówią: „No dobrze… to, co się Pani we mnie nie podoba? Co jest ze mną dzisiaj nie tak? To w takim razie ja tu Pani ufam i chciałabym to zmienić”. Może zapytam bardzo prosto, bo specjaliści z zakresu estetyki bardzo często mają tutaj problem z rozmową z takim pacjentem. Bo w mojej ocenie to nie my powinniśmy wyszukiwać „mankamentów urody”, a ewentualnie pacjent, który się zgłasza wskazać nam chociażby element, który mu przeszkadza. Jak to jest z Pani spojrzeniem?
– To jest ważne pytanie i rozumiem, że specjaliści mogą mieć tutaj trudność, ale widzę taką analogię między naszymi zawodami. Bo jeżeli do mnie ktoś przychodzi i mówi: „Chcę być szczęśliwy, szczęśliwa. Proszę mi powiedzieć, jak to zrobić?” , to jestem w podobnej sytuacji. I tak naprawdę moja odpowiedź i kontakt, który buduję z pacjentem opiera się na tym samym.
Ja odwracam to pytanie, mówię: „To jest moje pytanie do pana czy do pani. Ja jestem tu po to, żeby pomóc znaleźć na to pytanie odpowiedź. Czy można popracować, co jest jakimś obszarem trudniejszym? Tutaj jest pytanie, które się panu/pani nie podoba? A ja pytam o obszar, na którym czuje pan/pani potrzebę zmiany, jakiś dyskomfort, co się takiego dzieje?” Czyli pomagam tej osobie popatrzeć na siebie w sposób na tyle, na ile to jest możliwe obiektywny i jej zdiagnozować pomagam, nad czym chciałaby pracować jeżeli przychodzi z takim dylematem.
A proszę mi wierzyć, że to nie jest tak, że do psychologa też przychodzi ktoś z taką trafną autodiagnozą. Często przychodzi: „Jestem ciągle smutna. Co mam zrobić, żeby się przestać smucić?” Myślę więc, że to sytuacja podobna… I już odpowiadając konkretnie, ja gdybym uprawiała inny zawód właśnie taki, to bym w ten sposób na pewno rozmawiała. Czyli moją rolą jest to, żeby pan/pani sama znalazła to nad czym ewentualnie moglibyśmy popracować. I żebyśmy wypracowali to, z czym będzie się Pani czuła jak najlepiej, żeby się czuć ze sobą dobrze.
Problem, myślę, jest wtedy, kiedy ktoś dostrzega mankament, którego nie ma. Co prawda, my to diagnozujemy jako zaburzenie, natomiast na moje oko bardzo często jest tak, że my wyolbrzymiamy mankamenty. Diagnostycznie więc jest teoretycznie wszystko z nami dobrze, bo coś tam może nie grać, ale nasza percepcja tego mankamentu jest tak ogromna, że to jest nasz kompleks. I my widzimy ten mankament w zupełnie zniekształconej skali.
Tutaj jest trudna rola, żeby porozmawiać z pacjentem i powiedzieć, że rozumiemy, że coś by chciał zmienić. Pytanie tylko czy aż tak drastyczna zmiana jest potrzebna? Czy to jest aż tak duży mankament i poszukać kompromisu. Pomiędzy dążeniem do czegoś, co jest jednak jakąś naturalnością, co jest proporcjonalne, estetyczne, a takim zadowoleniem pacjenta, żeby umiał na siebie spojrzeć tak obiektywniej.
Ciąg dalszy rozmowy w części 2